Kilka przemyśleń o gdańskiej szkole na przełomie XVI i XVII w. z perspektywy językoznawstwa i historii oświaty.
tekst w języku niemieckim
Dr Marta Bieszk, Instytut Filologii Germańskiej, Uniwersytet Gdański
Język, niezależnie od umiejscowienia na osi czasu, podlega potężnym wpływom rozmaitych uwarunkowań społecznych, zainteresowań zawodowych, społecznych gustów, ale także psychologicznych typów osobowości rozmówców. Analiza źródła-inspiracji, którym w tym przypadku jest podręcznik Mikołaja Volckmara, odwzorowujący rozmowy mieszczan gdańskich z przełomu XVI i XVII wieku, wykazuje, że dialogi są komunikatem informującym o towarzysko-społecznej relacji między nadawcą a odbiorcą. Czterdzieści „Dialogów”, które opisuje Volckmar w swoich rozmówkach bazuje na różnych typach komunikatu. Owe minidialogi stanowią treści podręcznika do nauki języka polskiego, co świadczy o powtarzalności i powszechności stosowanych słów, wyrażeń frazeologicznych i wypowiedzi w czasach, kiedy ów podręcznik został opublikowany. Tematem rozmówek z perspektywy językoznawczej zajmowało się już wiele naukowczyń i naukowców, m.in. Badstübner-Kizik, Kizik E., Brzezina, czy Klimek. Poniższy artykuł ma skłonić do refleksji na temat tego jak funkcjonowała XVII wieczna szkoła w Gdańsku, jakie priorytety pedagogiczno-dydaktyczne nią kierowały i na czym zasadzało się kształtowanie relacji uczeń-nauczyciel, rodzic-uczeń, rodzic-nauczyciel. Choć treści w nim zawarte mają charakter popularno-naukowy, mogą stanowić uzupełnienie rozważań naukowych, jakie podjęli m.in. Kizik, Babnis, czy Cieśla.
Relacja szkolna, jak kiedyś, tak i dziś, może być w uproszczeniu opisana za pomocą przeciwstawienia dystans-poufałość, albo deprecjacja, grzeczność-brak grzeczności, pochwała-nagana itd. W wielu obszarach tematycznych Volckmar wskazuje na taki właśnie charakter tych rozmów a jego łacińsko-niemiecko-polskie rozmówki są doskonałym źródłem pomocnym przy rekonstrukcji codziennych dialogów, zwykłych rozmów.
Volckmar podaje w temacie szkolnym kilka wyrażeń deprecjacyjnych, np.: ”zdejm czapkę gałęziu (pniaku), a jako stoisz, małpo? Daj panu rękę (a ukłoń się), a obiecuj mu, że będziesz dobrym, pilnym i posłusznym” . Słownik języka polskiego, pod red. Doroszewskiego podaje znaczenie wyrazu pniak: 1. «część pnia jaka pozostaje z korzeniami po ścięciu drzewa» 2. «niewielka część pnia ściętego drzewa» 3. zob. hak w zn. 3. Nie ma zatem mowy o znaczeniu w przenośni, które odnosi się do ucznia – nieuka, który zapewne zdaniem nadawcy komunikatu nie jest ani dobrze wykształcony, ani wychowany. Nie ulega jednak wątpliwości, że apostrofa miała taki właśnie wydźwięk. Ten rodzaj relacji skłania do podporządkowania jej systemowi kształcenia osadzonego w dydaktyce jezuickiej. Ta zaś zakłada, że główne zadanie nauczycielskie polega na wychowaniu młodzieży w duchu posłuszeństwa i uległości wobec autorytetów.
Jak twierdzi Mokrzecki (2010:18) rozwojowi edukacji w Gdańsku sprzyjał fakt, że od XVI stulecia dość szybko docierały do Gdańska nowe koncepcje pedagogiczne oraz postulaty ukształtowane w dobie odrodzenia i baroku. W miarę umacniania się protestantyzmu, uznanie uzyskiwały koncepcje Lutra, Melanchtona, Sturma. Kupisiewicz wspomina, że to Sturm wprowadził do dydaktyki nową organizację nauczania, którą jest system klasowo-lekcyjny (2010:36), podział nauczania na lekcje. Ponadto szkoły nadal upowszechniały wzorzec człowieka głęboko religijnego, który posłuszny jest prawu, postępuje według określonych zasad i jest pracowity i obowiązkowy. Stąd pewnie, każdy pniak w czapce na głowie zostawał szybko postawiony na baczność i nie było mowy o pobłażliwości względem niesubordynowanej postawy młodziaka. Po tym, jak usłyszał słowa: “Usiądź na dupie, tedyć myszy w nię nie wlezą” , albo “Daj sam rózgę, a rozciągni mi go” , z pewnością “do pilności się przykładał” , „słusznie cię ubito (wybito) . Należałoby przy okazji przywołać, że już pod koniec XVI wieku światli dydaktycy apelowali o nakazie, aby w wychowaniu i nauczaniu nie stosować kar fizycznych, które np. Montaigne uważał za barbarzyńskie (Kupisiewicz 2010:44). Volckmar nadmienia wielokrotnie, że chłosta za brak pilności była w tym czasie na porządku dziennym: „Jeśli niechce, tedy Wasz Mość rózgi nie żałuj” , „bo cię każę rozciągnąć na ławce” , „Ubito (wybito) cię (chłostęś wziął)” .
Jak wspomniano powyżej osobliwy w swojej multikulturowości, multiwyznaniowości i multijęzyczności XVII wieczny Gdańsk w wielu obszarach porównań nie miał zbyt wiele punktów zbieżnych innymi miastami. Tak też można (socjolingwistycznie, czy filozoficznie) postrzegać miasto tamtych czasów – jako inną, odrębną przestrzeń, szczególnie interpretując cytat: „Jest tu jeden chłopiec (jedno dziewczę), co się dopiero z Polskiej wrócił (wróciła)”.
Szkoły elementarne, Gdańskie Gimnazjum Akademickie oraz nauczanie prywatne
W czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej istniały elementarne szkoły dla dzieci mieszczan. Cieślak podaje, że w Gdańsku było ich sześć, a wraz z troską o krzewienie oświaty, podyktowane przesłankami czysto praktycznymi, uzupełniane były szkołami prywatnymi z językiem wykładowym polskim, francuskim, holenderskim, zakładane za zezwoleniem władz miejskich przez prywatnych nauczycieli. Przyjęcie dziecka, stosunki pomiędzy poszczególnymi uczniami oraz uczniami i nauczycielem w szkole prywatnej opisuje wybornie sam Volckmar w ósmej rozmowie „O szkole”. Mowa jest m.in. o tym, jak różnorodne posiłki spożywały dzieci w czasie pauz między lekcjami: żemkę – Semmel, Gryczak, tatarczak – Buchweitzen, Stützel, obwarzanki, bygle, placki, kołacze, pirogi, tortę, pierniki, fafernyski, orzeszki piernikowe, gniotki z makiem i miodem (kolejno: Pretzel, Biegel, Platz, Kuchen, Fladen, Torte, Pfeferkuch, Pfefernüβlein, Mohnplatz), co stanowiło wyposażenie ucznia: „księgi moje, kałamarz i śniadanie” oraz jakie odzywki można było usłyszeć w relacji uczeń uczeń: „Mój miły (moja miła), nie powiedajże, niechcącym to ucznynił (uczyniła)” , „poczekaj, powiem to nauczycielowi” , „ Trąca mię, bije mię, wyrządza mi złość, przezywa mię” .
Zatrudnianie wielu wyróżniających się wykładowców z zagranicy podnosiło poziom zajęć i skłaniało do podjęcia kształcenia także zagranicznych studentów. Przypomnijmy, że sam Volckmar przybył do Gdańska, aby odbyć studia w Akademickim Gimnazjum, po czym został zatrudniony na stanowisko nauczyciela języka polskiego. Wspomniane Gimnazjum założone zostało w 1558 roku przy kościele Św. Trójcy. Cieślak i Biernat podkreślają, że swym zasięgiem oddziaływania wykraczało daleko poza Gdańsk (2010:161). Ściągali do niego, zwłaszcza w okresie rozkwitu, uczniowie z głębi kraju, Litwy, krajów Skandynawskich, Niemiec, Czech, Moskwy, Węgier, czy krajów zachodniej Europy. Wachlarz uprawianych nauk prezentował się okazale. W 1584 roku utworzono także specjalną katedrę medycyny i na początku XVII wieku przeprowadzano pierwsze w Gdańsku publiczne sekcje zwłok.
Ważne dla badań o nauce języków wydaje się, że od 1589 roku istniał tam specjalny lektorat języka polskiego, który nie obejmował swoją działalnością jedynie samego nauczania kompetencji posługiwania się językiem, ale także krzewił wiedzę o kulturze i zwyczajach polskich. Volckmar musiał być zatem obeznany w temacie (choć źródła nie wskazują nam jak i kiedy tę wiedzę zdobył), skoro znalazł się w gronie wybitnych lektorów.
Trzeba nadmienić, co czyni także Cieślak i Biernat (2010:162), że:
„wielu mieszczanom nie wystarczały szkoły gdańskie. Po ich ukończeniu wyruszali na dalsze studia za granicę, przy czym najczęściej studiowali kolejno na kilku uniwersytetach w różnych krajach – w Holandii, Niemczech, Anglii, Szwajcarii, Francji czy Włoszech. W rodzinach rajców i ławników gdańskich do trwałej i przestrzeganej tradycji należało także wysyłanie synów w kilkuletnią podróż zagraniczną.”
Prawdopodobne wydaje się, że o pobudkach tych delegacji dowiadujemy się także z dialogów volckmarowskich przez cytat: „Bo z tych pieszczków, co zawsze przy cycu wiszą, rzadko, co dobrego bywa.”
Kształcenie prywatne w owym czasie cieszyło się dość dużą popularnością. Istniały np. szkoły prywatne, np. założone w miastach Prus Królewskich. W nich szczególny nacisk kładziono na naukę języków obcych, ponieważ miały one przygotowywać do zawodu kupieckiego. Częstą praktyką było wynajęcie prywatnego nauczyciela, który zadba o wychowanie i udzieli nauk, ale jak wspomina Kizik (2005:45): tylko zamożniejszych rodziców stać było na wynajęcie prywatnego nauczyciela. Sam Volckmar we wstępie do Compendia linguae Polonicae z 1594 chwali się, że nauki u niego pobierali m.in późniejszy rajca Michael Kerrl oraz synowie burmistrza Johannesa Brandesa. I kiedy okazywało się, że uczeń nie wykazuje dostatecznej pilności, należy liczyć się z większą opłatą za kształcenie pacholęcia: „Jeśli będzie pilnym a postępował w nauce, tedy mało biorę; a jeśli leniwym będzie a krnąbrnym, tedy wiele.” W środowiskach chłopskich (mowa o bogatszych gburach) możliwe było oddanie małoletniego w ręce nauczyciela na służbę aby ten wychował pacholę i wyposażył w wiedzę. Z dialogów dowiadujemy się, że pobyty na służbie mimo słusznych założeń typu: „Obiecał Panu ojcu memu, że się u niego tak dobrze mam mieć, jako jego własne dziecię” , graniczyły niekiedy z niewolnictwem i wyzyskiem młodzieży (przynajmniej w przekonaniu ich samych): „Ledwie mi dali suchy chleb i musiałem wodę żłopać jako pies” , albo: „Co na mię wejźrzał, to mię bił, za włosy rwał i nogami deptał” , „Dosyć by gdybych był jego niewolnikiem (była jego niewolnicą)” i jeszcze: „A szaty, co mi ociec mój sprawił, tam-em zdrapał, żem mało nago nie chodził(a)” . Pamiętać należy, że Dialogi są dla ówczesnych podręcznikiem, rozmówkami, co szczególnie daje także obraz powszechności tych zawołań i wzbudza do podjęcia refleksji o tym, jak oceniano stosowanie przemocy wobec nieletnich, jak odnosił się do tego wymiar sprawiedliwości i jaki wpływ na stan rzeczy miała nierówność klasowa w owym okresie.
Ostatecznie już od XV wieku organizacja wewnętrzna zespołów mistrzów, czeladników i uczniów była stosunkowo ukształtowana. Wydaje się, że w XVI stuleciu Gdańsk jako miasto-spichlerz doświadczał wszelkich pomyślności. Był jednym z najważniejszych portów handlowych Europy. Jak nadmienia Bogucka (1997:108), we wszystkich zakątkach miasta znajdowały się liczne warsztaty, niektóre ulice, specjalnie gęsto zamieszkane przez rzemieślników pewnego zawodu, brały od nich swą nazwę. Volckmar wyodrębnia rozmówkach osobny rozdział: „O rozmaitych rzemieślnikach” , w którym cytuje rozmowy o rozmaitych profesjach. Także w tym rozdziale, choć autor nie podporządkował ich tematom szkolnym, czytelnik dowiaduje się o specyfice pobierania nauki w cechach: „A nie uczy się brat twój rzemiosła?” (…) „Niecnota nie chce być dobrym, ledwie z pół roku u mistrza [majstra] trwa, aliści ucieczce” , „Ojciec dał go do sukiennika, tkacza, kocielnika [kotlarza, co miedzią robi], konwisarza, nożownika, paśnika [rymarza, siodlarza, miesznika], powroźnika, stelmacha, kołodzieja [tokarza] na skosztowanie [spróbowanie, na naukę]”
Rzemiosło na przełomie XVI i XVII wieku to oprócz mistrzów także czeladnicy i uczniowie. Zdobycie mistrzostwa nie było zapewne łatwym dokonaniem, szczególnie dla tych, którzy wywodzili się z uboższych rodzin. Mówi się o tym, że nawet szczęśliwie przebrnąwszy przez egzamin czeladnik musiał być przygotowany na wydatki. Chodziło o opłaty wstępne (kilkaset grzywien) oraz uczta dla całego cechu. W tych warunkach dla wielu jedyną drogą (swoistym egzaminem) był ożenek z wdową lub córką rzemieślnika. Cytując za Volckmarem, można przypuszczać, że ubieganie się o bycie mistrzem wiązała się konieczność przedłożenia dokumentów o dobrym pochodzeniu, urodzeniu z prawego łoża lub odpowiednim wyznaniu lub narodowości, : „Wrócił się po rodowy (rodny) list.”. Nie było też wypełnienie popytu na wybitnych fachowców. A zdobycie takiego tytułu gwarantowało zdobycie praw miejskich (do miasta przybywała wprawdzie młodzież z różnych zawodów z terenów Pomorskich, a także z zagranicy, Niemiec, Niderlandów, Skandynawii, ale to wciąż było za mało. Szybko brakowało rąk do pracy, bo wieś zgnębiona pańszczyzną i zaostrzonym poddaństwem chłopów nie kierowała już ku Gdańskowi wystarczająco pokaźnej liczby chętnych do pracy): „Chce mistrzem ostać, miejskie prawo przyjąć, ożenić się”.
Rozmówki „Viertzig Dialogi” stają się doskonałym źródłem pomocnym przy rekonstrukcji codziennych dialogów, zwykłych rozmów ludzkich. Układ czterdziestu tematów, w których każdorazowo obecnych jest kilkadziesiąt fraz i zdań inspiruje po wielokroć. W powyższym artykule za inspirację posłużył temat o edukacji młodzieży na przełomie XVI i XVII wieku. Rozważano o problemach i okolicznościach podjęcia nauki, możliwościach i ograniczeniach kształcenia, a także o relacjach społeczno-klasowych oraz interpersonalnych. Każdy z pozostałych 39 tematów czeka na podobne zainteresowanie czytelnika-badacza i pozostawia wolną przestrzeń dla formy i konwencji na miarę XXI wieku.
Bibliografia:
Bogucka, M., Gdańsk jako ośrodek produkcyjny w XIV-XVII wieku. Polskie Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1962.
Bogucka, M., Żyć w dawnym Gdańsku. Wiek XVI-XVII. Wydawnictwo Trio, Warszawa 1997.
Cieślak, E., Biernat, C., Dzieje Gdańska, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk1969.
Kizik, E., Nikolausa Volckmara Viertzig Dialogi 1612. Źródło do badań nad życiem codziennym w dawnym Gdańsku, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, WiM, Gdańsk 2005.
Kupisiewicz, C., Szkice z dziejów dydaktyki. Od starożytności po czasy dzisiejsze, Wydawnictwo Impuls, Kraków 2010.
Mokrzecki, L., Szkolnictwo gdańskie na tle szkolnictwa rzeczpospolitej w okresie przedrozbiorowym w: Jakubiak, K., Maliszewski, T., Z dziejów polskiej kultury i oświaty od średniowiecza do początków XX wieku, wydawnictwo Impuls, Kraków 2010.
Schopenhauer, J. Gdańskie wspomnienia młodości tłum. T. Kruszynski, Wrocław 1959.
(Artykuł powstał w ramach seminarium „Gdańska Gadka”. Projekt dofinansowany ze środków Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej”)
Zainteresowanym przypominamy, że Instytut Kultury Miejskiej wydał wybór rozmówek Volckmara z ilustracjami Marii Apoleiki „Gdańsk w XVII wieku do pokolorowania” – publikacja do kupienia w: sklepikm.pl