Kalina Zabuska
MATTHAEUS DEISCH (1724–1789)
Trudno ocenić, czy adept sztuki rytowniczej MATTHAEUS DEISCH (1724–1789) miał szczęście czy pecha, przychodząc na świat w Augsburgu. W pierwszej połowie XVIII wieku to piękne bawarskie miasto o wielkiej tradycji historycznej nadal stanowiło szeroko promieniujący ośrodek kultury i sztuki. Augsburg znany był z działalności utalentowanych złotników, rytowników
i kartografów, skupiał również liczące się w Europie oficyny wydawnicze. A zatem szczęściem dla chłonącego tę aurę Deischa była sposobność podpatrywania znakomitości artystycznych oraz możliwość terminowania u dwóch z nich, Georga Philippa Rugendasa Starszego (1666–1742) i Georga Christopha Kiliana (1709–1781). Z drugiej strony owa kumulacja silnych osobowości, wyznaczających wysoki, trudny do osiągnięcia poziom artystyczny, stała się źródłem pecha młodego człowieka. Oceniając realnie szanse zaistnienia na lokalnym rynku sztuki, Deisch zdecydował się szukać pracy poza rodzinnym miastem.
Już jako dwudziestolatek, w 1744 roku, ruszył na rekonesans. Czy świadomie, czy przez przypadek drogi przywiodły go do Gdańska. Nadmotławski gród obudził w nim pewne nadzieje, większe niż miejscowości mijane po drodze, w których także szukał zbytu dla swoich prac. Był sierpień. Zgodnie z wielowiekową tradycją odbywał się właśnie Jarmark Świętego Dominika, na który co roku ściągali kupcy ze starannie wyselekcjonowanym towarem oraz ich liczna klientela, kuszona różnorodną ofertą. Matthaeus Deisch zobaczył zatem tętniące życiem, barwne, portowe miasto. Uznał, że znalazł miejsce, w którym niepewny losu artysta może zbudować godziwą egzystencję.
Spektakularnym świadectwem pierwszej bytności nad Motławą jest mezzotintowy portret Hieronima Floriana Radziwiłła, opatrzony sygnaturą „Matthaeus Deisch. sc. Gedano.”. Swobodną umiejętność posługiwania się „sztuką czarną” zawdzięczał Deisch rodzinnemu miastu – mezzotinta była specjalnością augsburskich rytowników. Napisy znajdujące się pod portretem nie wyjaśniają, kto jest autorem pierwowzoru, jakim posłużył się, opracowując metalową matrycę. Sygnatura nie pozostawia wątpliwości – rycina ta wykonana została w Gdańsku.
Po pięciu latach Matthaeus Deisch powrócił. W 1749 roku osiadł w Gdańsku, wiążąc się z miastem na stałe. Zmienił otoczenie, ale pozostał wierny profesji wyuczonej w Augsburgu. Zamierzał żyć z lekcji rysunku oraz ze sprzedaży prac graficznych. Zamieszkał przy Żabim Kruku (Poggenpfuhl); adres widniał w ogłoszeniach reklamowych, które zamieszczał w lokalnej prasie, aby dać się poznać gdańszczanom. Jednak pozyskanie odpowiedniej liczby zamówień okazało się zadaniem niełatwym. Żeby się utrzymać, Deisch odwiedzał okoliczne targi i jarmarki, kierując się między innymi do Elbląga i Braniewa. Zapuszczał się nawet do Królewca.
Tematyka powstających w owym czasie rycin obejmowała sprawy regionu, dotyczyła zarówno wydarzeń życia politycznego i publicznego, jak miejscowych kuriozów – na ryciny tego rodzaju zawsze znajdowali się amatorzy. Do gatunku odnotowującego sensacje zaliczyć należy jedną z wczesnych akwafort według Jacoba Wessla. Z dbałością o szczegół przedstawił Deisch nosorożca bengalskiego – nieszczęsne zwierzę obwożone było po Europie i w 1754 roku prezentowane w Gdańsku. Do tej kategorii należy też rycina z 1765 roku reklamująca popisy woltyżera Jacoba Batesa oraz dwa wizerunki Johanna Jacoba Evertha. Kaleka prezentował publiczności umiejętności nabyte wbrew fizycznym warunkom, czyniąc z upośledzenia sposób na życie.
Mimo przystępnych cen rycin sytuacja finansowa Deischa nie była stabilna. Perspektywa zmiany pojawiła się, gdy artysta odniósł się do wydarzenia związanego z niepokojami społecznymi, nękającymi miasto w połowie stulecia. Drobne kupiectwo, rzemieślnicy i czeladnicy, żądając reformy społecznej, sprzeciwiali się polityce Rady i Ławy Miasta. Z radością przyjęli przychylny ich postulatom głos króla Augusta III. Wyrażając wdzięczność, ufundowali marmurowy posąg królewski, którego wykonanie zlecono Johannowi Heinrichowi Meissnerowi. Statuę ustawiono w Dworze Artusa w październiku 1755 roku. Zaginioną podczas ostatniej wojny rzeźbę przypomina dziś rycina Deischa, przedstawiająca masywną sylwetkę władcy jako rzymskiego wodza. Nabywcami niedrogiej papierowej odbitki byli przede wszystkim beneficjenci królewskich postanowień, fundatorzy pomnika. Odbijając płytę na jedwabiu, Deisch liczył na bardziej wyrafinowaną klientelę – rycina na takim podłożu miała z założenia charakter ekskluzywny.
Dzięki związkowi z wdową Philippine Agate Pfundkeller, z domu Pollet, Matthaeus Deisch zadomowił się w Gdańsku na dobre. Choć małżeństwo było bezdzietne, to krąg bliskich osób poszerzył się o krewnych żony, brata i jego rodzinę (bratanica Constantina Elisabeth Pollet została jedną ze spadkobierczyń artysty).
W 1759 roku Deisch poznał przybyłego z Berlina młodego rysownika i malarza Friedricha Antona Augusta Lohrmanna (1735–1800). Znajomość ta okazała się przełomowa. Obaj artyści spoglądali na Gdańsk uważnymi oczami przybyszy, dostrzegając piękno jego położenia, otwarte perspektywy placów i ulic, wyniosłość sakralnej i wdzięk świeckiej architektury. Świeże spojrzenie pozwoliło im dojrzeć temat dotąd niewykorzystany. Tak oto narodził się pomysł na serię widoków, które uznać należy za kompleksowy portret miasta.Cykl „50 Prospecte von Dantzig sind zu haben bey Matthaeus Deisch” powstał w latach 1761–1765. W tytule znalazło się tylko nazwisko rytownika, jednak wkład Lohrmanna, autora sporządzanych z natury rysunków, według których trawione były płyty, jest trudny do przecenienia. Zanim wspólnicy poróżnili się w kwestii praw autorskich, doprowadzili swój zamiar do końca. W maju 1761 roku w lokalnej prasie znalazła się informacja o przedsięwzięciu: artyści gwarantowali potencjalnym nabywcom dostarczenie jednego widoku miasta lub jego najbliższej okolicy na miesiąc. Liczyli na zgłoszenia trzystu prenumeratorów, miłośników „gdańskich starożytności”, jak sto lat później określał zabytki kolejny portrecista miasta Johann Carl Schultz (1801–1873). Pozyskali ich 250, wystarczająco, by przystąpić do działania.
Pierwsza akwaforta ukazała się w lipcu, kolejne co miesiąc, do czerwca 1765 roku. Lohrmann wykonywał rysunki ad vivum, używając piórka i czarnego tuszu, następnie lawując je delikatnie dla uzyskania większej wyrazistości i głębi. Czy typowanie tematu należało do rysownika, czy był uzgadniany, nie wiadomo. Wybory były celne i interesujące. Widoki nie ograniczały się do głównych ciągów ulicznych, placów miejskich czy znakomitych budowli, choć perły architektoniczne, jak między innymi Dwór Artusa, Zbrojownia, Zielona Brama czy Brama Długouliczna, nie zostały pominięte. Uwagę zwracają panoramy miasta oglądanego z perspektyw dotąd niestosowanych, bramy miejskie z systemem zwodzonych mostów oraz budowle Wyspy Spichrzów, stanowiące istotę portowego miasta, jak popielnik, smolarnia czy pakownia. Ciekawym dopełnieniem są widoki okolic Gdańska, Oliwy, Strzyży, Starych Szkotów i twierdzy Wisłoujście.
Przechowywane w gdańskim Muzeum Narodowym szkice Lohrmanna odznaczają się wyższymi walorami artystycznymi aniżeli z natury bardziej „blaszane” akwaforty Deischa. Wspólnicy byli świadomi specyfiki rysunku i ograniczeń wynikających z jego jednostkowego charakteru. Było też dla nich oczywiste, że multiplikacja rysunku za pośrednictwem technik graficznych może otworzyć drogę do szerszego kręgu odbiorców i przynieść oczekiwane zyski. Przystępując do pracy nad cyklem widoków, zaakceptowali wzajemną zależność, która była korzystna dla obu stron.
W 1763 roku Deisch otrzymał prawa miejskie. Przyjął to, jak sam stwierdził, jako zachętę do dalszej pracy nad serią prospektów Gdańska, który uznał za swoją małą ojczyznę. Po zakończeniu zadania władze nagrodziły rytownika gratyfikacją w wysokości 300 florenów. Zakres tematów i rzetelność odtworzonych z natury widoków czyni wspólny trud Lohrmanna i Deischa dziełem cennym, zwłaszcza pod względem ikonograficznym. Trudno pogodzić się z krzywdzącą opinią Daniela Chodowieckiego (1726–1801), który bawiąc w 1773 roku w Gdańsku złożył wizytę w domu rytownika. Skomentował to wydarzenie werbalnie oraz uwiecznił w rysowanym dzienniku podróży: „Partacz? Fuszer?”. Choć w akwafortach Deischa dostrzegalny jest pewien schematyzm, nie była to sprawiedliwa ocena wobec artysty, który nie dowierzając własnej inwencji, obrał drogę grafika reprodukcyjnego. Zainteresowany bardziej człowiekiem niż architekturą Chodowiecki nie dostrzegł wysokiego waloru dokumentacyjnego rycin Deischa i nie docenił ich znaczenia dla ikonografii Gdańska.
W latach 1762–1765 powstała kolejna, prawdopodobnie również wspólna seria Lohrmanna i Deischa. Cykl „Danziger Ausrufer” to czterdzieści akwafort prezentujących wizerunki ulicznych przekupniów. Tym sposobem zbyt ubogie w ludzki żywioł ulice z serii widoków uzyskały dopełnienie – tłum pokrzykujących handlarzy wniósł w mury miasta ruch i życie.
Kwestia współautorstwa Lohrmanna stanowi jedynie domniemanie, natomiast wątpliwości w tym względzie nie budzi seria widoków. W zbiorach gdańskiego Muzeum Narodowego znajduje się sygnowany przez Lohrmanna projekt karty tytułowej: wymienieni zostali obaj autorzy, a zarazem wydawcy. W odbitkach graficznych rysownik został pominięty – Deisch uznał zapewne, że płacąc za kolejne rysunki, nabył do nich prawa. Trudno się dziwić, że po ukończeniu obu serii rozgoryczony Lohrmann wycofał się ze współpracy.
Kolejnym zadaniem prowadzonym przez Matthaeusa Deischa w latach 1765–1785 było opracowanie cyklu portretów osobistości gdańskich, już przez współczesnych ocenionego jako największe osiągnięcie artysty. Tym razem rytownik sięgnął po ukrytą broń. Była nią mezzotinta, malarska w wyrazie, monochromatyczna technika graficzna, charakteryzująca się miękkością aksamitnych walorów i siłą kontrastów. Dzięki niej można było uzyskać niezrównane efekty. Zebranie chętnych nie było tym razem trudne. Elity, dostojni gdańszczanie, przedstawiciele patrycjatu i duchowieństwa, pałali chęcią posiadania portretu spektakularnie potwierdzającego ich status.
Większość rytowanych wizerunków powstała w oparciu o portretowe dzieło wybitnego malarza gdańskiego Jacoba Wessla, co zapewne przyczyniło się do sukcesu serii. Pamiętając o roli Wessla, nie można jednak zlekceważyć pewności, z jaką rytownik posługiwał się mezzotintą.
Konterfekty przedstawiają zarówno osoby żyjące, jak już nieżyjące. Na portretach tych ostatnich zależało pozostającym przy życiu bliskim, był to bowiem skuteczny sposób utrwalania rodowego splendoru.
Portrety sporządzane były według określonego kanonu, nieco odmiennego w odniesieniu do osób świeckich i duchownych. I jedni, i drudzy, portretowani byli w pozach pełnych godności, podkreślających ich znaczenie, choć autorzy, Wessel i Deisch, dalecy od schlebiania próżności nie upiększali modeli. Wizerunki świeckich dostojników, z natury bardziej dekoracyjne, odznaczają się bogactwem tła podkreślającego znaczenie postaci, ich stroje mienią się różnorodnością tkanin. Z kolei duchowni, jako osoby uczone, przedstawiani byli na tle księgozbiorów, podkreślających ich wewnętrzne piękno i bogactwo ducha.
Seria zawiera dziesięć portretów wysokiej rangi urzędników miasta, rajców, burmistrzów i ławników oraz tyleż portretów duchownych, pastorów i kaznodziejów luterańskich. Wśród nich znalazły się osobistości dominujące w publicznym życiu, jak między innymi prawnik i historyk Gottfried Lengnich, burmistrzowie Karl Groddeck, Heinrich Zernecke i Samuel Gottlieb Wolff i rajca Peter Uphagen. Gdańskie duchowieństwo reprezentują między innymi pastorowie Nathanael Kautz, Karl Balthasar Nothwanger oraz Jonathan Heller.
W tak pomyślanej serii nie było miejsca dla kobiet. Gdańszczanki były jedynie matkami, żonami i córkami, nie pełniły w mieście żadnych funkcji publicznych. Nieliczne portrety kobiece rytowane przez Deischa, między innymi Kathariny Renaty Bentzmann i Agathy Constantii Groddeck, odróżnia od reprezentacyjnych wizerunków męskich bardziej intymny charakter.
Odrębną kategorię stanowią portrety artystów. Stosując niezawodną mezzotintę, w oparciu o olejny portret autorstwa Georga Christopha Grootha, około 1750 roku Deisch przeniósł na papier wizerunek Jacoba Wessla, ukazując wybitnego malarza w półpostaci, z charakterystycznym „gestem prezentacji”, wyrażającym godność i poczucie wartości. Do tej grupy zaliczyć należy autoportret Deischa z około 1760 roku, również według Wessla. Artysta zaprezentował się przy pracy, w swobodnym stroju, z rysikiem w dłoni. Spoglądając w stronę widza, odrywa się na moment od zajęć, świadomy ich wagi i znaczenia własnej osoby. Zaginiony dziś obraz Wessla był w posiadaniu Deischa, oglądał go w jego domu Daniel Chodowiecki.
W latach 1766–1767 Deisch opracował w technice miedziorytu z akwafortą dwa herbarze gdańskie, zawierające łącznie 53 plansze. W 1768 roku powstały trzy mezzotinty, w których artysta skopiował gobeliny dekorujące wnętrze Dworu Artusa. Wykonano je w Brukseli według rysunków Andreasa Stecha. Zachowane są dwie z mezzotint: „Płaczący Bias” oraz „Sąd Salomona”. Stanowią dziś jedyny ślad po zaginionych gobelinach i rysunkach Stecha.
Matthaeus Deisch był człowiekiem pracowitym. Warunki materialne wymuszały konieczność ciągłego dorabiania – poza działalnością stricte artystyczną ów zasłużony kronikarz miasta i portrecista elit produkował karty wizytowe, karty z życzeniami świątecznymi i okazjonalnymi. Pewna poprawa nastąpiła w 1769 roku, z chwilą objęcia posady w komorze podatkowej, gdzie zatrudniono rytownika w charakterze pisarza akcyzowego. Dziesięć lat później otrzymał awans na pierwszego pisarza… Sytuacja ta kreśli niewesoły obraz pozycji zajmowanej w mieście przez zasłużonego dlań rytownika.
Dorobek zmarłego w 1789 roku w Gdańsku Matthaeusa Deischa to ponad 200 rycin, widoków, scen rodzajowych, portretów, ekslibrisów, plansz herbowych i innych drobnych form. Nie podejmując dyskusji z zarzutami schematyzmu, sztywności oraz błędów perspektywicznych i anatomicznych, słowem dostrzegalnych niedoskonałości natury formalnej, nie odrzucamy graficznego oeuvre Deischa, ceniąc w nim twórcę niezwykle istotnego dla ukształtowania obrazu osiemnastowiecznego Gdańska.
Zainteresowanym polecamy publikację „Gdańscy Wywoływacze. Reprint rycin z 1763 roku.” ilustrowaną kolorowymi rycnami Mateusza Deischa. Publikacja dostępna jest w: sklepikm.pl