Na statek! Służbowo!

z cyklu Wyszukany Gdańsk

Od „Polski” do „Feliksa Dzierżyńskiego”. Od Piłsudskiego do Piwowskiego. Model bocznokołowca wiślanego „Halka” ze zbiorów Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku.

Do prezentacji w cyklu „Wyszukany Gdańsk” wybraliśmy zabytek tyle interesujący, co niepozorny. Jest to model bocznokołowca pasażerskiego „Halka” zbudowanego w latach 1914–1921 w stoczni na Solcu w Warszawie według planów i pod kierunkiem inż. Edwarda Fajansa. Jego wartość wynika zarówno z historii statku, jak i cech charakterystycznych samego modelu.

Model bocznokołowca „Halka”, lata 60.-70. XX wieku, kolekcje.nmm.pl

Model bocznokołowca „Halka”, lata 60.-70. XX wieku, kolekcje.nmm.pl

Cóż to więc za statek? Jaka była jego historia?

Zbudowano go jako „Polskę” na zamówienie Warszawskiego Towarzystwa Transportu i Żeglugi SA. Uroczysty chrzest statku odbył się 14 lipca 1921 roku i wziął w nim udział sam Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. „Polska” miała 62 m długości, 11,2 m szerokości (wraz z kołami bocznymi) i 0,49 m zanurzenia, co pozwalało jej operować na całej Wiśle. Miała trzy kondygnacje: dolną z kajutami sypialnymi, górną z 2 salonami restauracyjnymi oraz pokład spacerowy. Mogła zabrać na pokład 600 pasażerów, miejsc sypialnych było 150. Nazwa statku była w pewnym stopniu symboliczna. Wraz z bliźniaczą (ale wykończoną nieco później) „Francją” był pierwszym rzecznym statkiem pasażerskim zbudowanym w niepodległej Polsce. W 1931 roku statek sprzedano Eljaszowi Leszczyńskiemu, który zmienił jego nazwę na „Halka”. Od 1933 roku jednostkę dzierżawiła spółka Polska Żegluga Rzeczna „Vistula”, która była bardzo ważna w historii międzywojennej żeglugi śródlądowej. Powstała w 1927 roku z połączenia konkurujących dotąd ze sobą zawzięcie mniejszych i większych armatorów wiślanych, stając się potentatem na rynku pasażerskich przewozów śródlądowych. A było o co się bić! W 1935 roku statkami śródlądowymi w Polsce przewieziono około 713 tys. ton towarów i 991 tys. pasażerów. Przy rzadkiej sieci dróg lądowych i kolejowych, których układ został w dużej mierze wypaczony w okresie zaborów, statki i żegluga rzeczna pełniły ważną rolę komunikacyjną. Parowce „Vistuli” kursowały na trasach: Warszawa – Płock – Włocławek – Toruń oraz Warszawa – Puławy – Sandomierz. W 1934 roku armator utworzył linię wycieczkową z Warszawy do Tczewa i dalej do Gdyni na morskim statku „Tryton”.

W 1939 roku „Halka”, podobnie jak inne statki, została przejęta przez Niemców, którzy w sierpniu 1944 roku zatopili bocznokołowiec na wysokości Cytadeli Warszawskiej. Wydobyto go w 1951 roku i po remoncie nazwano „Feliks Dzierżyński”. Rosnąca konkurencja transportu autobusowego i kolejowego wpłynęła na zmianę funkcji żeglugi pasażerskiej – z komunikacyjnej na turystyczną.

W latach 50. Fundusz Wczasów Pracowniczych zaczął organizować rejsy wczasowe wiślanymi bocznokołowcami na trasie Warszawa – Gdańsk – Warszawa. Trwały one 8 dni i obejmowały zwiedzanie nadwiślańskich miast. Rejsy liniowe stawały się coraz rzadsze. W latach 60. po Wiśle pływało 16 bocznokołowców. Były stare i w kiepskim stanie technicznym, więc stopniowo wycofywano je z eksploatacji i złomowano lub porzucano. W 1969 roku pozostało już tylko 6 wiślanych parowych „pasażerów”.

Jednym z nich był „Feliks Dzierżyński”, na pokładzie którego dokładnie 50 lat temu – w sierpniu 1969 roku – reżyser Marek Piwowski rozpoczął zdjęcia do filmu „Rejs”. Będący satyrą na życie w PRL-u i ponury okres rządów Władysława Gomułki obraz stał się również swoistym dokumentem pasażerskiej żeglugi wiślanej i wczasowego życia na bocznokołowcach. Dlaczego Piwowski zdecydował się na pokazanie statku jako metafory Polski? Skąd pomysł na film o rejsie wiślanym statkiem? Wydaje się, że w znacznej mierze był on wynikiem doświadczeń życiowych i zamiłowań reżysera – studenta Szkoły Morskiej odbywającego praktyki na „Darze Pomorza” i zapalonego żeglarza, jak również swoistej mody na wypoczynek lansowanej przez ówczesne władze zgodnie z hasłem: „Pracuj na lądzie, odpoczywaj na wodzie”. Wycieczki statkami Białej Floty do nadwiślańskich miast były bardzo popularne. Warszawska Żegluga na Wiśle woziła pasażerów do Kazimierza Dolnego, Puław, Płocka, Włocławka, Ciechocinka, Torunia i Gdańska. Innego rodzaju inspiracją, bo literacką, mógł być „Trans-Atlantyk” Witolda Gombrowicza, wieloznaczna opowieść o Polsce i Polakach wykorzystująca motyw morskiej podróży. W filmie Piwowskiego podróż odbyła się Wisłą, a „statkiem opętanych” (jak zatytułował swoją relację z planu filmowego dziennikarz „Polityki” Daniel Passent) został „Feliks Dzierżyński”, czyli dawna „Polska”, na potrzeby filmu nazwany „Neptunem”. Był on nie tylko klarowną metaforą Polski, ale również nawiązaniem do arki Noego, na którą – zamiast zwierząt – zabrano (dziwacznych) przedstawicieli polskiego społeczeństwa.

Wokół filmu i procesu jego realizacji narosło wiele legend i mitów, do powstania których ochoczo przyczyniali się sami twórcy. Zarówno Marek Piwowski, jak i Jan Himilsbach znani byli z tego, że za każdym razem przedstawiali inne wersje swoich życiorysów i rozmaitych wydarzeń. Ile bowiem razy można powtarzać to samo? Z tym, że oni nie używali słowa „powtarzać”. Przez wiele lat nie było m.in. pewności, na jakim statku nakręcono „Rejs”. Niektóre osoby zaangażowane w produkcję filmu upierały się przy „Feliksie Dzierżyńskim”, inne przy „Generale Świerczewskim”. Dziś nie ma jednak wątpliwości, że rolę „Neptuna” odegrał „Feliks Dzierżyński”, gdyż w momencie rozpoczęcia zdjęć do filmu „Generał Świerczewski” nie mógł wypłynąć z Warszawy z powodu niskiego poziomu Wisły.